29 lipca 2019

Linda Lovelace, Mike McGrady "Niewolnica pornobiznesu" - recenzja





Tytuł: Niewolnica pornobiznezu
Autor: Linda Lovelace, Mike McGrady
Wydawnictwo: G+J
Rok wydania:  2014
Liczba stron: 312

Uwaga! Książka zawiera opisy ostrych scen seksu oraz przemocy.
Z całą pewnością nie jest dla osób wrażliwych.


Na książkę natrafiłam przypadkiem, podczas, gdy wspominała o niej na swoim profilu pewna sympatyczna blogerka i postanowiłam sama się o niej przekonać. 

Książka przedstawia autentyczną historię z życia Lindy Boreman, znanej przede wszystkim jako Linda Lovelace – słynna aktorka z filmu „Głębokie gardło”.

21- letnia Linda Boreman, chcąc uwolnić się spod klosza matki furiatki decyduje się uciec z domu rodzinnego, aby zamieszkać z niedawno poznanym Chuckiem Traynorem. I to jest jej największym błędem. Dziewczyna początkowo ufa mężczyźnie i jest ślepa na to, jakim człowiekiem jest Chuck, choć to wypływa stopniowo, w drobnych sytuacjach. Z czasem mężczyzna zaczyna przejmować nad Lindą i jej życiem całkowitą kontrolę, bijąc ją, zastraszając i poniżając poprzez zmuszanie do naprawdę okrutnych rzeczy. Później bierze z nią ślub na własne potrzeby i już wtedy Linda nie ma w zupełności prawa sama o sobie decydować, ani sprzeciwiać się, bo przecież „żona nie powinna sprzeciwiać się mężowi”. 

„Wciąż zadaję sobie pytanie: Czy Chuck by mnie zastrzelił? Nadal odpowiadam sobie twierdząco: Tak, położyłby mnie trupem na miejscu. Rozważając ten problem dalej, zastanawiam się, czy gdybym obecnie znalazła się w takiej sytuacji, postąpiłabym tak samo jak wtedy? Czy byłabym gotowa przejść  przez to ponownie? Otóż z całą pewnością nie. Dzisiaj wybrałabym śmierć.”

Zapoznając się z całą historią, czytelnik nie ma wątpliwości, co do powyższych słów bohaterki. Dziewczyna przez kilka lat jest katowana i zmuszana do najokrutniejszych aktów seksualnych, począwszy od zbiorowych gwałtów, poprzez zbliżenia z kobietami, aż po seksualne kontakty ze zwierzętami w roli głównej. Tego typu scen w książce, opiewających niesamowitą brutalnością, a niejednokrotnie obrzydzeniem jest mnóstwo. Okrucieństwo mężczyzny staje się coraz silniejsze, a to co najbardziej upodla i sprawia ból Lindzie, jej mąż stosuje najchętniej, napawając się jej cierpieniem i wstydem.

„- Na trzydziestopięciomilimetrowej taśmie nakręcimy fabularny film o dziewczynie, która ma łechtaczkę w gardle.
Najwyraźniej czekał na moją reakcję. Próbowałam się połapać o czym on mówił. […] Doszłam do wniosku, że się przesłyszałam.”

I tak powstaje film „Głębokie gardło”, w którym główną rolę dostaje Linda, ze względu na swoje umiejętności, na potrzeby filmu. Zaczyna przynosić Chuckowi korzyści pieniężne, a on wciąż nienasycony pieniędzmi i cierpieniem swojej żony, wymyśla coraz to różniejsze sposoby na to aby zarobić, a jednocześnie sprawić ból kobiecie.  

Myślę, że u każdego z nas wreszcie pojawia się pytanie i niedowierzanie, dlaczego Linda po prostu nie ucieknie. A otóż próbuje podejmować próby wyzwolenia się z opresji, jednak niejednokrotnie na marne:

„Przy każdej próbie ucieczki wciągałam w swoje plany innych ludzi i właśnie ze względu na nich ponosiłam porażkę. […] Postanowiłam, że się nie poddam i jeszcze raz spróbuję. Tyle, że następnym razem będzie to udana próba ucieczki.”

Możliwości ucieczki pojawia się kilka, począwszy od tabletek, które otrzymuje od klienta, ale ostatecznie spuszcza je w muszli klozetowej, aż po ataki cukrzycy swojego oprawcy, podczas których teoretycznie mogłaby wyjść nie udzielając mu pomocy. Praktycznie jednak to nie jest takie proste. Linda przede wszystkim się boi, nie chce także mieć niczyjej śmierci na sumieniu, choć sama najchętniej wolałaby umrzeć, a sama o sobie mówi: 

„Przetrwałam, ale tak naprawdę nie żyłam.”

Ta świadomość pozwala jej zebrać siły na kolejną próbę ucieczki. Czy jej się to w końcu udaje? Czy skończą się wreszcie przykrości, czy może horror w jakimś sensie będzie trwał nadal?

Jedno jest pewne, to co przeżyła na zawsze pozostawia ślad w jej psychice, w jej duszy. Po takich wydarzeniach, każda kobieta, nawet jeśli to przetrwa, nigdy nie czuje się bezpieczna. Jak wspomina autorka: 

„Zdarza się, że gdy się tego nie spodziewam, dostrzegam go w twarzy nieznajomego na ulicy, który zmierza w moją stronę. Kiedy indziej rozmawiam z kimś i widzę go w cudzych oczach, uśmiechu lub choćby w geście. Jest w pobliżu, i to się nie zmieni.”

Jedne z końcowych słów zwracają się bezpośrednio do czytelnika:

„Jak można rozpoznać w kimś Chucka Traynora? Odpowiedź brzmi: nie można. Taki Chuck z początku wydaje się normalny i sympatyczny, ale nagle sięga po pistolet i przystawia go wam do głowy.”

Nigdy nie czytałam tak brutalnych, odrażających niekiedy scen i trudno mi pojąć, że to wydarzyło się naprawdę, ale jednocześnie mam świadomość, że takie rzeczy się dzieją. Czytając miałam w głowie tylko jedną myśl: wychodząc z domu mijamy na ulicy, w sklepie różne twarze. Jak wielu Chucków Traynorów mijamy w swoim życiu i jak wiele razy tylko przypadek stanowi o tym, czy wpadniemy w jego sidła, czy też uda nam się przemknąć niezauważoną? Jak wiele razy mijamy zabójców, zboczeńców, porywaczy, o których nikt nie wie, a o których ofiarach niejednokrotnie słyszymy w mediach? Jak często mijany przez nas, na pozór sympatycznie wyglądający mężczyzna, jest oprawcą przetrzymującym w swojej piwnicy ofiarę. Jak wiele razy mijamy samochód, w którym ktoś siedzi na miejscu pasażera wcale nie z własnej woli?

Po przeczytaniu mogę śmiało stwierdzić, że polecam tą książkę osobom pełnoletnim, o mocnych nerwach. Książka bardzo mnie wciągnęła i pochłonęłam ją w trzy dni, jednak przerwy były nieuniknione i konieczne. Jedyne co mnie denerwowało, to fakt, iż bohaterka przedstawiona została, jako niewinna, a jednak już jako nastolatka miała dziecko, które oddane zostało do adopcji. Irytowało mnie również zachowanie matki, gdy Linda próbowała wyznać prawdę o tym, co się dzieje. 

Bardzo ciężko wyrazić opinię wobec czegoś, co oparte zostało na faktach autentycznych. Z tego również względu nie pokuszę się tym razem o ocenę, bo uważam, że byłoby to nawet nie na miejscu bo co może oznaczać w takiej sytuacji, że książka się podoba lub nie? Mogę ją jedynie polecić lub też nie -  i polecam.

25 lipca 2019

Jacek Galiński "Kółko się pani urwało" - recenzja

 Tytuł: Kółko się pan urwało
Autor: Jacek Galiński
Wydawnictwo: W.A.B
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 304

Dawno nie czytałam tak dobrej książki! Bohaterka jest babką twardą, zabawną i... cóż... wkurzającą do granic możliwości co w tym przypadku jest atutem książki i pozwala nam pokochać Panią Zofię jeszcze bardziej.

Starsza Pani wracając do domu odkrywa, że padła ofiarą kradzieży. Mając swoje własne zdanie na temat pracy policji, postanawia dziarsko sama rozprawić się z włamywaczem i przeprowadza własne śledztwo, wpadając tym samym w niezłe tarapaty.

Co prawda pewne zdarzenia momentami naruszają autentyczność fabuły, ale uważam, że to wcale nie przeszkadza, a wręcz dodaje smaczku.


"No cóż. Mój morderca wyglądał...całkiem dobrze. Jak na mordercę oczywiście. Było to dla mnie bardzo ważne. Jeżeli doszłoby do ostateczności, w co jeszcze nie do końca wierzyłam, to wolałabym zginąć z rąk porządnego zbira, a nie byle chłystka, prymitywa, idioty."


Główną zaletą książki są teksty, które bawią czytelnika już od pierwszych stron. W książce sporo się dzieje, bez zbędnego przynudzania - po raz pierwszy chętnie i bez znużenia czytałam opisy, które urozmaicone były nietuzinkowym sposobem myślenia głównej bohaterki. Autor częstuje nas w książce również ciekawymi zwrotami akcji, a końcówka.. na pewno Was zaskoczy.

Po stokroć polecam i gratuluję debiutu, z niecierpliwością oczekując na dalsze losy Pani Zofii ❤

Moja ocena: 10/10


Nicolas Barreau "33 razy, mój kochany" - recenzja


Tytuł: 33 razy, mój kochany 
Autor: Nicolas Barreau
Tłumaczenie: Ewa Kochanowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 308


Książka na długo pozostanie w mojej pamięci z dwóch powodów: po pierwsze jest to pierwsza książka, jaką otrzymałam od Wydawnictwa, po drugie mam wrażenie, że trafiła do mnie w odpowiednim dla mnie samej czasie - w momencie życiowej zadumy i rozterek.

Julien jest pisarzem, wychowującym samotnie małego synka. Mężczyzna stracił żonę, która przegrała walkę z chorobą. Kobieta odchodząc prosi go aby po jej śmieci pisał do niej listy, w których opowie jej o sobie i o tym jak wygląda jego życie bez niej. Julien przyrzeka, że napisze 33 listy - po jednym za każdy piękny rok życia swojej ukochanej. Jednakże siła z jaką przeżywa żałobę po stracie Hèlène nie ułatwia mu wcale tego zadania. Do tego dochodzi jeszcze jego wydawca domagający się kolejnej komedii romantycznej oraz przyjaciółka żony, która również zaczyna nieźle mieszać.

Julien każdy swój list chowa w skrytce na cmentarzu Montmartre, gdzie spoczywa jego żona.
"Dlaczego miałbym pisać do ciebie listy, jeżeli nigdy nie dostanę odpowiedzi?" - zadaje pytanie bohater.

A co jeśli się myli? Listy bowiem zaczynają znikać, a zamiast nich pojawia się mnóstwo tajemniczych przedmiotów, które wciąż pozostawiają bohatera bez odpowiedzi, bez większego wyjaśnienia. Czy to możliwe, aby kontaktowała się z nim jego żona? A może stoi za tym ktoś inny, kto zupełnie odmieni jego życie?

Książkę czyta się jednym tchem, a klimat, który autor tworzy wokół swojej powieści, dodatkowo wzbogacając ją pięknymi opisami, wierszami i piosenkami - jest po prostu niesamowity. Książka zmusza czytelnika do refleksji i uzmysławia, że nawet po stracie życie toczy się przecież dalej. Pokazuje nam, że nie wolno zamykać się na ludzi, na świat, bowiem my wciąż tu jesteśmy. Stąpamy po ziemi i wiele piękna, miłości możemy jeszcze doświadczyć. Myślę, że każdy powinien przeczytać tą książkę. Jest ona trudna i piękna jednocześnie. Na próżno szukać w niej wielkich akcji, jednak z całą pewnością nie o to w niej chodziło. Ja na długo zapamiętam lekcję jaką dał mi Nicolas Barreau.

Moja ocena: 8/10

 Za egzemplarz dziękuję:
Wydawnictwo Otwarte