18 października 2019

Kathleen Barber "Czy już zasnęłaś" - recenzja


Tytuł: Czy już zasnęłaś
Autor: Kathleen Barber
Wydawnictwo: Znak litreranova
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 352


„Czy już zasnęłaś” to powieść o demonach przeszłości, kłamstwach i trudnych relacjach pomiędzy osobami, które w założeniu powinny przecież być dla siebie wszystkim. 

Josie to młoda kobieta, która wiedzie swoje życie u boku ukochanego mężczyzny. Caleb nie podejrzewa jednak, że jego dziewczyna nie jest z nim do końca szczera i skrywa szereg kłamstw i mrocznych sekretów sprzed wielu lat, które skłoniły ją do zerwania kontaktu z bliskimi. 

Ojciec został zamordowany, matka pozostawiła córki, a siostra bliźniaczka była wariatką – czy to wszystko może mieć ze sobą wspólny mianownik? 

Odpowiedź na to pytanie nurtuje najbardziej Poppy Parnell – dociekliwą reporterkę, która na własną rękę zaczyna prowadzić śledztwo, przekopując sprawy sprzed wielu lat. Najbardziej kontrowersyjny okazuje się fakt, że kobieta miesza do sprawy społeczność, poprzez regularne wrzucanie podcastów z jej coraz to nowszymi odkryciami w sprawie. Czy osoba, która odsiaduje wyrok za zabójstwo, została skazana słusznie? Może, to że siostra bohaterki wskazała właśnie jego było największą pomyłką? A może cała ta historia ma tzw. drugie dno i więcej mrocznych sekretów, niż można by było przypuszczać?

Wyciągnięcie ponownie na światło dzienne sprawy ojca Josie, wpływa na nią bardzo niekorzystnie. Do tego wszystkiego dochodzi śmierć matki, która wiąże się z jej przyjazdem do rodzinnego miasta. Czy bohaterka poradzi sobie z powracającą przeszłością? Czy będzie potrafiła dogadać się z siostrą, z którą nie miała kontaktu przez ostanie 10 lat? I w jaki sposób poradzi sobie z kłamstwami, którymi do tej pory karmiła swojego chłopaka? 

Bardzo podoba mi się klimat, jaki autorce udało się w książce zbudować. Czytając, razem z bohaterką przeżywamy wszystkie jej stany, a liczne opisy powracające do przeszłości pozwalają nam lepiej zrozumieć emocje nie tylko Josie, ale także pozostałych bohaterów, którym autorka poświęciła równie dużo uwagi. Działa to oczywiście na ogromny plus.  

Moje odczucia co do lektury zmieniały się jednak wielokrotnie podczas czytania. Początkowo bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę, później niestety bywało, że się nudziłam. Gdyby nie urozmaicenie w postaci podcastów i artykułów, przebrnięcie byłoby znacznie trudniejsze. Przez większość czasu miałam wrażenie, że zupełnie nic się w książce nie dzieje. Na szczęście pod koniec autorka wszystko mi wynagrodziła, a zakończenie trochę mnie zaskoczyło – piszę „trochę” bo gdyby lekko pogłówkować można by było odkryć prawdę. 

Autorka świetnie poradziła sobie kreując postacie obu sióstr, które okazały się być swoim zupełnym przeciwieństwem. Uwierzcie mi, że stworzenie takich osobowości z pewnością nie może należeć do najłatwiejszych. Czytelnik odczuwa razem z bohaterami żal, napięcie i bezsilność. Powieść zdecydowanie gra na emocjach, nawet w tych momentach, w których zdawałoby się, że wieje nudą. Autorka pokazuje nam, jak bardzo mogą się od siebie różnić siostry bliźniaczki, a także trudy zmagania się z chorobą psychiczna nie tylko od strony osoby dotkniętej problemem, ale przede wszystkim z perspektywy osób najbliższych. Pokazuje nam, jak silna mimo wszystko potrafi bywać więź i jak wiele człowiek jest czasami wybaczyć, jeśli kocha drugą osobę.  

Jeżeli lubicie powieści o podobnej tematyce – ta książka może Wam się spodobać. Jeżeli natomiast oczekujecie dynamiki wydarzeń i akcji – możecie się na niej zawieść. 

Moja ocena: 7/10


Za egzemplarz dziękuję blogerce:
@czekoladowystworek

10 października 2019

Jacek Galiński "Komórki sie pani pomyliły" - recenzja przedpremierowa







Tytuł: Komórki się pani pomyliły
Autor: Jacek Galiński
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 332



Gdy dowiedziałam się, że powstaje druga część przygód Zofii Wilkońskiej, w mojej głowie natychmiast pojawiło się mnóstwo pytań! No bo cóż takiego jeszcze mogło by się wydarzyć? Pierwsza część była bardzo udana, lecz czy drugi tom jej dorówna? Dzisiaj po przeczytaniu lektury mogę Was uspokoić i śmiało powiedzieć, że Jacek Galiński zdecydowanie podołał kontynuacji – i to jak! 

Ten kto miał przyjemność zaczytać się w pierwszej części ten wie, jaką „cholerą” jest bohaterka książki – starsza pani o dosyć specyficznym uosobieniu, które w zależności od sytuacji może irytować, śmieszyć lub zachwycać. Tej kobiecie nie straszna jest policja – zresztą według niej ona i tak do niczego się nie nadaje. Nie straszni jej zaczepiający ją bezdomni – bo jak się okazuje z nimi również można się zakolegować. Niestraszni jej także niebezpieczni gangsterzy, a nawet… no właśnie.. kolejny trup!

„– Halo, proszę pana… – zwróciłam się do nieboszczyka. – Czy pan z tego wyjdzie?”

Starsza Pani po raz kolejny znajduje się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, lecz jak by to ująć – gdzie diabeł nie może tam Wilkońską pośle. No i posłał.. I przez to uruchomił lawinę kolejnych szalonych wydarzeń z udziałem bohaterki. 

Zofia Wilkońska postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, aby wyjaśnić okoliczności zaistniałej zbrodni. Musi jednak bardzo uważać, gdyż ofiara omyłkowo wzięta zostaje za JEJ SYNA, a wszystko dlatego, że tup znajduje się w jego domu. Czy to możliwe, aby jej syn miał coś wspólnego z tą sprawą? Autor w prawdziwy i zabawny sposób pokazuje, jak matka, nawet żywiąc żale do swojego dziecka staje po jego stronie. Postawa Zofii w tej sytuacji wydaje się być bezmyślna, ale czy jest tak do końca?

W tej części Autor nie tylko uczynił z Wilkońskiej dobrego detektywa, ale także obdarzył ją smykałką do interesów (choć nie do końca legalnych). Nie poskąpił okazji umieszczenia jej w klubie nocnym i nie pożałował jej znajomości z trójką bezdomnych. Jak możecie się domyślać – dzieje się niesamowicie! 

Jacka Galińskiego ani na chwilę nie opuszcza ogromne poczucie humoru, z którym spotykamy się już od pierwszej części. Ja śmiałam się co chwilę ;) Wydawało mi się, że w tej części śmiechu było znacznie więcej, jednak jest to tylko moje subiektywne odczucie. To, co trochę mnie zaskoczyło i bardzo zyskało moje uznanie to, fakt, iż pomiędzy śmiechem i żartem Autor przemycił nam również kilka naprawdę fajnych i wartościowych życiowych mądrości. Nie mogłam się powstrzymać, aby nie wynotować, niektórych z nich:

„Bo co jest ważne? Nie rzeczy. One raz są, raz ich nie ma. Przemija wszystko. Wszystkie przedmioty i zdarzenia. Ważne jest to, co po nich zostaje, a zostaje po nich to, co jest w nas. W naszych umysłach, pamięci, wspomnieniach. Jeżeli to zniknie, jeżeli się o tym zapomni, to koniec.”

„ […] trzeba wziąć się w garść. Walczyć o sobie . Nikt za nas nic nie zrobi, niczego nam nie da. Same musimy sobie wszystko wywalczyć. Jeśli człowiek chociaż na chwilę się zatrzyma , to tak naprawdę się cofa. Bo w tym czasie inni idą do przodu.”

Autor pokazuje nam w książce, jak przewrotny jest świat, gdy oszustwo goni oszustwo. Stawia przed nami również pewną postać, o której do tej pory była tylko mowa, a której zniknięcie na pewno nie jednego czytelnika intrygowało. Natomiast zakończenie – nieprzewidywalne. 

Jeżeli jesteście gotowi na dawkę humoru - momentami czarnego, na trochę mądrości życiowych i dobrą zabawę – ta pozycja jest dla Was!

Premiera książki 30 października :) 


Moja ocena: 10/10


 Za egzemplarz dziękuję
Wydawnictwu W.A.B.

6 października 2019

K.N. HANER "Rysunkowy chłopak" - recenzja przedpremierowa



Tytuł: Rysunkowy chłopak
Autor: K.N. Haner
Wydawnictwo: Editio Red
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 341 


„Rysunkowy chłopak” to opowieść o miłości.. namiętności.. bólu.. stracie i nadziei na lepsze jutro. 

Diana jest studentką Akademii Sztuk Pięknych i Komunikacji. Zamiast jednak cieszyć się młodością i szalonymi latami studiów przeżywa ogromny ból wywołany powracającymi wciąż wspomnieniami o zmarłym bracie, z którym była szczególnie zżyta. Bohaterka wychowana została w bardzo wierzącej rodzinie, o szczególnych poglądach religijnych, przez co sama jest dziewczyną skromną i porządną, która uważa, iż pierwszy raz zachowany powinien być dla tego jedynego, właściwego mężczyzny. W krotce jednak jej zasady zaczynają zacierać się wraz z pojawieniem się Ryana – przystojnego mężczyzny, który zupełnie zawraca dziewczynie w głowie do tego stopnia, że czasami trudno walczyć jej ze swoimi emocjami, myślami… pragnieniami. Mimo, że mężczyzna powinien być jej zakazany, wchodzi z nim w romans, który uświadamia jej, że każdy ból kiedyś mija, że można go złagodzić, gdy obok jest ktoś bliski. Jednak, gdy wszystko wydaje się być piękne, okazuje się, ze życie ma dla niej o wiele bardziej zaskakujące plany. Sytuacja zaczyna się komplikować, gdy Diana poznaje Denisa – szwagra Ryana. Obaj mężczyźni tak samo zaczynają jej pragnąć, a ona co raz bardziej zaczyna gubić się w tym co czuje, choć w głębi serca widać, że wie, czego chce. Pomimo tego robi wiele głupstw i podejmuje decyzje, które wydają się być niezrozumiałe i momentami irytujące. Jednak poza rozterkami miłosnymi, życie postanawia doświadczyć ją w jeszcze gorszy i bezwzględny sposób. Czy miłość będzie w stanie ukoić jej ból i lęk przed wszystkim tym co się w jej życiu wydarzyło? Czy jej serce dokona właściwego wyboru? A może wszystko to, co doświadcza, wcale nie jest takie, jakim się wydaje? Myślę, że z całą pewnością odpowiedź Was zaskoczy – mnie zaskoczyła bardzo i przez chwilę nie mogłam dojść do siebie, sama nie wierząc w to, co czytam
.
Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony, urzekając mnie lekkim, przyjemnym stylem, a później było już w zasadzie niestety różnie. Autorka w piękny sposób przedstawiła ból płynący ze straty bliskiej osoby.  Sceny erotyczne, których z pewnością nie brakowało, przedstawione zostały w sposób subtelny i zmysłowy, przez co napięcie budowane stopniowo, pochłaniało bez reszty. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki Pani Kasia Haner wykreowała bohaterów drugoplanowych – postacie z krwi i kości. Chanel – jako zwariowana przyjaciółka o dobrym, ale jakże szalonym, momentami niezbyt moralnym sercu oraz Vincent – uosobienie męskości, lekkoducha, nieprzywiązującego się zbytnio do kobiet. Autorka nie zapomina o nich, pokazując, zmiany, jakie w tej dwójce zachodzą. A zmiany te są ogromne. 

Długo zastanawiałam się nad tym, co właściwie myślę o „Rysunkowym chłopaku” bo z jednej strony oto przed oczami powieść lekka i przyjemna o bardzo ciekawym pomyśle (nawet powiedziałabym bardzo ciekawym), którego potencjał jednak moim zdaniem nie został wykorzystany jak należy, nie w pełni. Momentami zadawałam sobie pytanie o czym dokładnie jest ta powieść i odnosiłam wrażenie, że nie ma ona takiego konkretnego sensu/(celu?). Każda książka jest przecież o czymś, czyż nie? Nie wiem, czy ktoś mnie dobrze zrozumie, ale miałam tutaj wrażenie, że nic za bardzo się nie dzieje..bohaterka wstawała, robiła śniadanie, jadła, rozmawiała z kumpelą, zamawiała coś na kolację, szła się myć, rysowała, umawiała się z mężczyzną, znowu rozmawiała, leżała, przytulała się, dalej rozmawiała (bywały wreszcie zbliżenia, które były ciekawe), po czym rezygnowała z nich aby znowu się przytulać, leżeć, wstać i zrobić kolację… a ja ciągle czekałam na jakieś sedno, na coś, co się wydarzy i mnie powali. Mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli. To oczywiście nie oznacza, że książka była zła i cieszę się, że mogłam ją przeczytać. Byłam jednak trochę zdezorientowana i zawiedziona ciągłym oczekiwaniem na coś, czego nie było. Dopiero, gdyby ochłonąć i głębiej się zastanowić, można zauważyć przesłanie, jakim jest to, że życie bywa zaskakujące, że zawsze należy mieć nadzieję na to, że można odmienić swój los.

Premiera książki 16 października ;)

Moja ocena: 7/10

  Za egzemplarz dziękuję:
Wydawnictwo Editio Red